Słyszę ryk silnika, emocje wzrastają wraz z jego obrotami.
Serce zaczyna mi mocniej bić. Już za chwilę wyruszę spod salonu Mazdy na
pierwszą w moim życiu przejażdżkę nowiuteńką Mazdą 6. Nie jestem fanką
motoryzacji, ale nawet ja nie mogłam się doczekać nowej odsłony „ Szóstki”.
Przede wszystkim dlatego, że- jak każda kobieta- zwracam dużą uwagę na wygląd
zewnętrzny samochodu, a ten w Mazdzie 6 zachwyca i intryguję. Nadwozie jest
bowiem ucieleśnieniem stylistyki KODO: dusza ruchu. Sylwetka tego luksusowego samochodu
łączy w sobie elegancję i dynamiczność, dzięki czemu kierowca dostaje do swojej
dyspozycji jedyną w swoim rodzaju limuzynę. Wyjątkowość Mazdy 6 odzwierciedlają
nagrody i wyróżnienia zdobyte w wielu prestiżowych konkursach, takich jak „ Red
Dot Design”, w którym zgłoszono w tym roku aż 4662 produkty 1865 producentów z
54 krajów. Nowatorski design Mazdy 6 został wyróżniony przez 37 niezależnych ekspertów
wzornictwa z całego świata. Imponujące, prawda? Zdjęłam nogę ze sprzęgła,
docisnęłam pedał gazu i ruszyłam na trasę. Jazda
próbna Mazdą 6 to niesamowite doświadczenie. Auto perfekcyjnie wchodzi w
zakręty niczym tancerz obejmujący swoją partnerkę. Czuję się w nim jak królowa
szosy. Wrażenie to potęguje Jinba Ittai- zespół rozwiązań spod znaku
technologii SKYACTIV, gwarantujący kierowcy poczucie jedności z samochodem. Jak
mogłam przekonać się na własnej skórze, „ Szóstka” osiąga jedne z najwyższych
wyników w swojej klasie pod względem oszczędności paliwa. Spełnia też
najsurowsze standardy bezpieczeństwa. To właśnie te trzy elementy:
bezpieczeństwo, komfort jazdy i wydajność sprawiają, że podróżowanie Mazdą 6
jest czystą przyjemnością. Na dowód wystarczy wspomnieć o wyprofilowanych
fotelach, podświetlonym kokpicie, dotykowym ekranie nawigacji i audio oraz
wysokiej klasy wyposażeniu. A wszystko to w naprawdę dobrym stylu. Siedząc za jej
kierownicą zastanawiałam się, jak japońskim konstruktorom udało się stworzyć
auto tak idealnie odpowiadające moim potrzebom? Komfortowe i eleganckie, ale
nie pozbawione sportowego pazura. Jeśli o mnie chodzi Mazda 6 to samochód
idealny. Ty możesz wyrobić sobie o nim własne zdanie. Już dziś umów się na
jazdę próbną. Nie pożałujesz!
piątek, 31 maja 2013
czwartek, 30 maja 2013
Pomysł na życie i niezły biznes w jednym!
środa, 29 maja 2013
Sekretni pomocnicy pani domu
Gdy na
dworze panuje upał, nie mam ochoty marnować czasu w domu na codzienne
obowiązki. Sto razy bardziej wolę położyć się na leżaku i chwytać promienie
słońca. Jak skracam sobie czas sprzątania? Przede wszystkim korzystam z dobrego
sprzętu AGD. Odkurzacz
cyklonowy z siłą huraganu zbiera
kurz, brud i drobne śmiecie, a do tego oczyszcza powietrze z bakterii i
roztoczy. To dla mnie ważne, bo jestem uczulona na te drobnoustroje. Ze względu
na to, jak problematyczne może być mycie i trzepanie dywanów, w moim domu
królują parkiety. Odkurzacz marki Philips ma specjalną nasadkę z miękkiego
włosia, która nie rysuje ich powierzchni. Po odkurzaniu nie trzeba zmieniać
worka. Odkurzacz jest bezworkowy, więc wystarczy co jakiś czas opróżnić
pojemnik. Nawet podczas oczyszczania pojemnika na kurz jego kłęby nie wzbijają
się w powietrze. Odkąd mam w domu ten nowoczesny odkurzacz prawie nie kicham!
Oprócz niego korzystam z robotów kuchennych. Ostatnio wzbogaciłam kuchnię o
blender, dzięki któremu w kilka chwil mogę przygotować pyszne, owocowe
koktajle. Opalając się i popijając słodkie napoje na tarasie mojego bloku mogę
poczuć się jak na wakacjach. Oprócz koktajli w szybki i prosty sposób
przygotowuje zupy, sosy, dipy i inne smakowite potrawy dla siebie i mojej
rodziny. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że lato w mieście wcale nie musi być
takie złe. Mogę się opalać na tarasie, a kiedyś sąsiadka zaproponowała mi nawet
wyjście w tym celu na dach bloku! Jeśli chcę popływać, pakuję strój kąpielowy,
klapki i ręcznik, i jadę z przyjaciółkami do Aquaparku. W każdej chwili mogę
wyjść do ulubionej kawiarni na lody, wypożyczyć rower lub wybrać się z
chłopakiem na romantyczny piknik. W upalne dni dobrze jest też schować się w
klimatyzowanej sali kinowej, trzymając w jednej ręce kubek z zimną colą, w
drugiej- nachosy z sosem serowym ( który potrafię zrobić sama z pomocą mojego
blendera).
wtorek, 28 maja 2013
Gdy słońce załazi za skórę
Przed
południem słupek rtęci termometru wskazywał 25 stopni Celsjusza. Lato nadeszło
w tym roku wyjątkowo późno, dlatego postanowiłam cieszyć się każdym słonecznym
dniem. Dziś postanowiłam spędzić miłe chwile na plaży. Dobrze jest mieszkać
zaledwie kilka kilometrów od morza. Dzięki temu mogę po pracy wskoczyć do
tramwaju i po 10 minutach leżeć na ręczniku, wygrzewając się na słońcu. I wcale
nie muszę wcześniej wstawać, żeby wydepilować sobie nogi. Gładką i pozbawioną
włosów skórę zapewnia mi depilacja
ipl, dające efekty jak po wizycie w profesjonalnym salonie kosmetycznym. Dzięki
niej słowa „ zajmuję łazienkę” padają z mych ust obecnie o wiele rzadziej, co
bardzo cieszy mojego chłopaka. Laserowa depilacja urządzeniem lumea sprawia, że
moje nogi są satynowo gładkie miesiąc po miesiącu! Koniec z wrastającymi
włoskami, brzydkimi krostkami na skórze i podrażnieniami od maszynki. Nawet mój
chłopak zauważył różnicę, a zazwyczaj zmiany w moim wyglądzie zewnętrznym
umykają jego uwadze. Światłem lumea można wydepilować nogi, pachy oraz okolice
bikini. Jest tak delikatne, a zarazem skuteczne, że możliwa jest nawet depilacja
twarzy! Ale wróćmy do tematu. Moją mini wycieczkę nad morze zaczęłam od
kąpieli słonecznych. Oczywiście wcześniej posmarowałam się olejkiem, żeby nawilżyć
skórę i przyspieszyć opalanie. Uwielbiam czuć na twarzy promienie słońca. Aż
dziwne, że tak mała rzecz potrafi wprawić mnie w dobry nastrój. Później
ochłodziłam się w wodzie, nałożyłam na kostium kąpielowy pareo i ruszyłam na
polowanie czegoś smacznego do jedzenia. Nie musiałam długo szukać. Zaraz przy
wejściu na plażę zaczyna się promenada, a wzdłuż niej ciągnie się szereg budek
ze smakołykami, stoisk z pamiątkami i akcesoriami do kąpieli. Akurat, gdy
jadłam pyszną, pieczoną kiełbaskę prosto z grilla, przed pobliską restauracją
zaczęła się zabawa „ pod chmurką”. Parkiet zapełnił się w kilka chwil. Z
przyjemnością obserwowałam roztańczone pary, pląsające w rytm wakacyjnych
przebojów. Słychać było śmiechy i przyjazne okrzyki. Nieświadomie zaczęłam
tupać stopą w takt utworów. Następnym razem koniecznie zabiorę ze sobą Tomka. Parkiet
będzie nasz!
poniedziałek, 27 maja 2013
Misiowemu zarostowi mówimy „ Nie!”
Czy ktoś mi może wytłumaczyć najnowszą modę wśród
mężczyzn na nie golenie się? Od kiedy to mój chłopak wie lepiej ode mnie co
jest sexy? I ważniejsze- od kiedy odpowiedź na to pytanie brzmi: zarost!
Fenomen wyglądania jak zbuntowany drwal swoimi korzeniami sięga
najprawdopodobniej do Hollywood. Gwiazdy srebrnego ekranu, takie jak Hugh
Jackman czy Brad Pitt wyhodowały sobie krzaczaste brody i stają się wzorem do
naśladowania dla naszych facetów.
Po konsultacji z przyjaciółkami doszłam do wniosku, że schemat jest zawsze ten sam. Zaczyna się od, niewinnego z pozoru, pytania „ Jak myślisz, czy pasowałby do mnie zarost?”. I nim się obejrzymy ukochany układa nasze kosmetyki w zgrabne stosiki, by na łazienkowej półce znalazło się miejsce na jego maszynkę do strzyżenia ( nie wspominając już o kilku specjalnych nakładkach w zestawie). Czy włosy pod nosem naprawdę dodają atrakcyjności? Kilkudniowy, zadbany (!) zarost jest ok, ale gęstej, krzaczastej brodzie mówię zdecydowane „ nie!”. I nie chodzi już nawet o to, że mężczyzna wygląda jak prehistoryczny niedźwiedź, ale o nieprzyjemne doznania, jakie towarzyszą całowaniu naszego misia. Najtrudniejsze są pierwsze dni, kiedy to, co niegdyś jeszcze było gładką, delikatną skórą zaczęło nas bez litości drapać i kłuć. W takich momentach marzyłam, żeby w moich rękach znalazła się maszynka do golenia. Po dwóch tygodniach wąsy i broda stają się na tyle długie, że całowanie znów może być przyjemne… o ile nie odkryje się na nich resztek jedzenia. Wtedy temperatura w sypialni spada. Na szczęście rośnie temperatura powietrza za oknem. Mam nadzieję, że już niedługo mój ukochany zacznie narzekać na bujny zarost i wygląd a’la Jack Gyllenhaal nie będzie rekompensował ilości potu, wydobywającego się spod włosów. Wtedy, z najwyższym zrozumieniem dla jego poświęcenia i ( szczerze mówiąc udawanym) żalem zrobię mu prezent, jakim będzie najlepsza maszynka do golenia, jaką uda mi się znaleźć w drogerii.
Po konsultacji z przyjaciółkami doszłam do wniosku, że schemat jest zawsze ten sam. Zaczyna się od, niewinnego z pozoru, pytania „ Jak myślisz, czy pasowałby do mnie zarost?”. I nim się obejrzymy ukochany układa nasze kosmetyki w zgrabne stosiki, by na łazienkowej półce znalazło się miejsce na jego maszynkę do strzyżenia ( nie wspominając już o kilku specjalnych nakładkach w zestawie). Czy włosy pod nosem naprawdę dodają atrakcyjności? Kilkudniowy, zadbany (!) zarost jest ok, ale gęstej, krzaczastej brodzie mówię zdecydowane „ nie!”. I nie chodzi już nawet o to, że mężczyzna wygląda jak prehistoryczny niedźwiedź, ale o nieprzyjemne doznania, jakie towarzyszą całowaniu naszego misia. Najtrudniejsze są pierwsze dni, kiedy to, co niegdyś jeszcze było gładką, delikatną skórą zaczęło nas bez litości drapać i kłuć. W takich momentach marzyłam, żeby w moich rękach znalazła się maszynka do golenia. Po dwóch tygodniach wąsy i broda stają się na tyle długie, że całowanie znów może być przyjemne… o ile nie odkryje się na nich resztek jedzenia. Wtedy temperatura w sypialni spada. Na szczęście rośnie temperatura powietrza za oknem. Mam nadzieję, że już niedługo mój ukochany zacznie narzekać na bujny zarost i wygląd a’la Jack Gyllenhaal nie będzie rekompensował ilości potu, wydobywającego się spod włosów. Wtedy, z najwyższym zrozumieniem dla jego poświęcenia i ( szczerze mówiąc udawanym) żalem zrobię mu prezent, jakim będzie najlepsza maszynka do golenia, jaką uda mi się znaleźć w drogerii.
niedziela, 26 maja 2013
Książę z bajki
Moja
przyjaciółka uwielbia facetów z długimi włosami. Przed długi czas spotykała się
tylko z sobowtórami Johna Frusciante z Red Hot Chili Peppers. W jej szafie
wisiały co najmniej dwie flanelowe koszule ( kolejny znak rozpoznawczy
gitarzysty RHChP). Ja z kolei nigdy nie czułam sentymentu do długich włosów.
Moim ideałem był Hugh Juckman- ciemne, krótkie włosy, orzechowe oczy i uroczy
uśmiech. W pamiętniku z czasów gimnazjum stworzyłam nawet listę cech, jakie
powinien mieć mój wymarzony mężczyzna. Na pierwszym miejscu znajdowała się
inteligencja, potem było poczucie humoru, na trzecim miejscu uroda ( ciemne
oczy, włosy i karnacja), na czwartym… że powinien być Hugh Jackmanem. Cóż,
pocałowałam kilku blondynów, zanim znalazłam tego jedynego, ale było warto;p Mój
ukochany spełnia wszystkie powyższe wymogi, prócz ostatniego. Absolutnie nie
żałuje, że nigdy nie udało mi poderwać ulubionego aktora z dzieciństwa;) Jestem
szczęśliwa. Julia też nie narzeka na swoje życie prywatne. Tyle, że jej
narzeczony jest całkowitym przeciwieństwem dawnego ideału. Po pierwsze jest
młodszy od niej, co osobiście nie uważam za nic złego. Wiek nie ma większego
znaczenia, jeżeli dwoje ludzi ma podobne pragnienia i oczekiwania co do
związku, w którym są. Po drugie ma naturalne zęby. John F. stracił swoje na
rzecz narkotyków ( ach, te gwiazdy rocka!). Po trzecie ma króciutkie włosy. Ta
sama Julia, która zarzekała się niegdyś, że podobają jej się tylko faceci z
długimi włosami zdecydowała, że świetnym prezentem na urodziny jej Tomka będzie
maszynka do strzyżenia. To
niepodważalny dowód, że wraz z przemijaniem kolejnych lat, zmieniają się nasze
upodobania. Małe dziewczynki oglądają i czytają bajki o księżniczkach, które
znajdują swoją drugą połówkę. Najczęściej jest to najlepsza partia w królestwie.
A potem dorastamy i zaczynamy zdawać sobie sprawę, że związki nie zawsze kończą
się happy-endem. Sekretem udanych relacji nie jest fakt, że facet ma wymarzony
przez nas kolor oczu czy odpowiednią długość włosów. Liczy się to czy jest
opiekuńczy, kochający i troskliwy. Taki mężczyzna sprawi, że każda z nas będzie
mogła poczuć się jak prawdziwa księżniczka.
sobota, 25 maja 2013
Jak dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej?
Szukanie
pracy nie jest łatwe. Wysyłanie dziesiątek CV do rożnych firm i czekanie na
telefon od choćby jednej z nich wywołuje stres i obniża poczucie własnej
wartości. Rekrutacja i selekcja personelu to skomplikowany proces, który ma na celu wyłonienie najlepszych
kandydatów na oferowane stanowisko. Jak znaleźć się wśród nich? W dużej mierze
zależy to od stanowiska, o które się ubiegasz. Jeżeli marzy ci praca
copywritera czy grafika komputerowego, musisz już na pierwszym etapie
rekrutacji wykazać się kreatywnością i wyobraźnią. Wysłane przez ciebie CV
powinno się wyróżniać wśród innych. Aplikując na stanowisko menadżera,
sprzedawcy lub nauczyciela nie jest to konieczne. U pracodawcy zapunktujesz,
jeśli twoje dokumenty aplikacyjne będą przejrzyste i czytelne. W końcu na
biurko osoby odpowiedzialnej za przeprowadzenie rekrutacji trafiają setki
życiorysów. Na przeczytanie twojego ktoś poświęci zaledwie kilkanaście sekund.
Jeśli spełniasz wszystkie wymagania, a dodatkowo wzbudzisz zainteresowanie
rekrutera, zostaniesz zaproszony na
rozmowę kwalifikacyjną. Pamiętaj, że to już połowa sukcesu. Skoro spośród setek
innych wybrano właśnie twoje CV, dlaczego by nie miałbyś dostać tej pracy?
Wszystko zależy od tego jak się zaprezentujesz. Na pozytywne pierwsze wrażenie
ma wpływ strój oraz twoje zachowanie. Przyjazny uśmiech jest świetnym sposobem
na przełamanie lodów. Odpowiadaj na pytania ze spokojem i pewnością siebie.
Będziesz bardziej opanowany, jeśli wcześniej przygotujesz się do rozmowy. W
internecie można znaleźć mnóstwo przykładowych pytań, jakie możesz usłyszeć i
odpowiedzi na nie. Czasami naprawdę warto je sobie poczytać. Kiedyś, podczas
rozmowy kwalifikacyjnej, na pytanie „ co zrobi w sytuacji, gdy prezes będzie
miał odmienne zdanie co do wyników jej pracy, niż ona” odpowiedziała, że każdy
ma prawo do własnej opinii… Nie dostała tej pracy. Dla zestresowanych mam dobrą
wiadomość- usłyszałam kiedyś od rekrutera, że nie przywiązują większej wagi do
tego czy trzęsą ci się ręce , czy nie. Najważniejsze są twoje umiejętności i
predyspozycje do wykonywania zawodu. Niedopuszczalne natomiast jest spóźnienie
się na rozmowę ze potencjalnym pracodawcą. Niemniej, nie ma też potrzeby
przychodzić zbyt wcześnie. Wystarczy zjawić się na miejscu 5- dziesięć 10 minut
przed umówionym spotkaniem.
piątek, 24 maja 2013
Roboty w kuchni
Chcesz szybko i bez wysiłku
przygotować pożywny i sycący obiad dla całej rodziny? Byłoby to trudne, gdyby
nie cała armia pomocników w twojej kuchni. Mam na myśli roboty kuchenne, malaksery i blendery. Każdy posiada
wiele funkcji ułatwiających prace w kuchni. Masz ochotę na pyszny, domowy
wypiek i aromatyczną kawę? Tradycyjny robot z misą jest wręcz idealny do
robienia ciast i kremów, a blender w wersji rozszerzonej ( z młynkiem do kawy)
w kilka chwil zmieli kawowe ziarna. Blendery są bardzo przydatne podczas
przyjęć. Z ich pomocą można zrobić kolorowe owocowe koktajle. Pyszne bomby
witaminowe są zdrową alternatywą dla sztucznych soków i nektarów, jakie piętrzą
się na sklepowych półkach.
Mój chłopak nie lubi ziemniaków.
Woli zjeść do kotleta ryż albo makaron. Jedyną formą w jakiej toleruje
ziemniaki są frytki i chipsy. Kilogram ziemniaków jest tańszy niż opakowanie
gotowych frytek, dlatego jeśli też mam ochotę na ziemniaczany przysmak po
prostu obieram ziemniaki i kroję je na plasterki w moim malakserze. Z robotem
kuchennym przygotowanie sosów i dipów do chipsów jest wręcz dziecinnie proste. Apropo
ziemniaków, w mojej rodzinie jemy je w każdej postaci. Uwielbiamy placki
ziemniaczane, babki ziemniaczane, puree i plasterki ziemniaka podsmażone na
patelni. Pamiętam, jak mama tarkowała nam ziemniaki na placki. Nic przyjemnego.
Trwało to sporo czasu, do tego zdarzało się, że kaleczyła palec o tarkę. Od
kilku lat mamy w domu wielofunkcyjny robot kuchenny Philipsa. Wszystko się
zmieniło. Kiedyś to my byłyśmy najlepszymi pomocnikami mamy w kuchni, teraz to
robot miesza, sieka, ubija i miksuje, a na dodatek robi to szybciej i
dokładniej niż my;)
Oszczędność czasu ( i palców;))
to nie jedyne powody by zainwestować w funkcjonalny sprzęt w kuchni. Dobry
robot kuchenny ułatwi gotowanie i sprawi, że karmienie najbliższych stanie się
przyjemnością. Do niedawna byłam częstym gościem w pobliskiej piekarni, dziś
powolutku uczę się sama piec ciastka, przyrządzać sycące zupy i zdrowe sałatki.
Polubiłam eksperymentowanie w kuchni o poznawanie nowych smaków. Czasem
ulepszam tradycyjne dania. Chłopak i znajomi twierdzą, że nieźle mi to
wychodzi.
czwartek, 23 maja 2013
Taniej, lepiej, łatwiej!
Każdy z
nas ma ulubioną pracę domową i taką, której nie cierpi. Przykładowo, ja lubię
prasować. Od kiedy używam żelazka zestacją parową czynność ta stała się jeszcze łatwiejsza i zajmuje mniej
czasu. Natomiast nie cierpię kosić trawnika. Nie można mnie zagonić do tego
żadnym sposobem. Mogę oczywiście zapłacić komuś za poskromienie bujnej trawy,
ale biorąc pod uwagę jak szybko odrasta,
nie jest to ekonomiczne rozwiązanie. Oszczędniej byłoby znaleźć kogoś, kto
skosiłby trawnik za mnie w ramach przysługi. I nie mówię tu o proszeniu
gburowatego sąsiada, ale o skorzystaniu z nowatorskiego serwisu wymiany usług.
Co to takiego? Społecznościowe systemy wymiany usług to strony, na których
można zamieścić propozycję wykonania danej pracy domowej, w zamian za punkty,
które wykorzystuje się później zamawiając usługę dla siebie. Przykładowo, skoro
jestem mistrzynią prasowania wszystkich rodzajów tkanin, ale nie mogę się
zmusić do skoszenia trawnika wymieniam usługę za usługę- prasuję ubrania pani X
i dostaję punkty. Za zebraną odpowiednią ilość punktów mogę skorzystać z pomocy
pana Y, który skosi za mnie trawnik. Proste i oszczędne. Wybór ofertowanych
usług jest bardzo szeroki. W serwisie znajdziemy osoby, które naprawią nam
rower, pomogą udekorować mieszkanie, ostrzygą nas, ugotują domowy obiad, nauczą
jeździć na motocyklu lub wezmą na spacer psa. Zainteresowanym polecam stronę www.wymiennik.org, gdzie znajdziecie te i wiele
innych fantastycznych ofert.
Inną
fajną stronką, którą chciałam wam dziś polecić jest www.alebilet.pl. W tym wypadku również mamy do
czynienia z wymianą, ale tym razem chodzi o kulturalną wymianę biletów na różne
eventy. Niejednemu z nas ( i to zapewne nie raz) zdarzyło się kupić z
wyprzedzeniem bilet na przedstawienie teatralne bądź koncert i niemal w
ostatniej chwili dowiedzieć się, że nie będzie się mogło z niego skorzystać. W
takiej sytuacji mamy dwa wyjścia. Możemy pytać osoby z naszej rodziny i
znajomych czy ktoś nie chciałby wziąć biletów, nawet za darmo. Albo zalogować
się na platformę do wymiany biletów. Znajdziemy tam korzystne okazje, a także
bilety na imprezy, które zostały już wyprzedane. Naprawdę warto, bo nie każdego
stać, by wydawać fortunę na bilety do opery czy teatru.
Subskrybuj:
Posty (Atom)